Od starożytnych czasów centralne ziemie odległej Argatorii, pokryte zielonymi wzgórzami i skalnymi urwiskami, zamieszkiwane są przez wysokich, smukłych łowców, których muskularne sylwetki oraz ptasie oblicza odróżniają ich od innych dzikich ludów zamieszkujących te krainy. Z kościaną bronią pełną wyrytych zdobień przemierzają swą ogromną krainę na grzbietach potężnych bestii, które, na cześć tego, kto zdołał je poskromić, nazwali Yuara. Do tradycji należy tresowanie tych brutalnych, bezwłosych zwierząt o wielkich kłach tak, by były gotowe do wielkich polowań i dalekich wypraw poza tereny osad. Dzięki nim wioski zdobywają pożywienie i skóry, a młodzi wojownicy udowadniają w trakcie łowów czy godni są nazywania się Vorak’hous.
Wielkie Łowy przygotowywane są przez starszyznę wioski w oparach kadzideł i monotonnej muzyki oraz śpiewów, w trakcie których poświęca się broń wojowników. Młodzieńcy, którzy nie przeżyją polowania, powracają według wierzeń do ciał podniebnych stworzeń, gdzie ich dusze uczą się pokory i czekają powrotu do rodzimej osady. Ci, których Matka Argatea miała w opiece, powracają z trofeami umieszczając je przy wejściach do domostw swych wybranek, które według praw wioski mogą poślubić jedynie tych, którzy noszą już miano Vorak’hous.
Plemiona bezustannie przemierzają swą krainę, często walcząc pomiędzy sobą o dominację i miano najsilniejszego, które posiadając władzę ma prawa do najlepszych i najniebezpieczniejszych terenów łowieckich. Kłótnie i zwady plemienne są przeważnie brutalne i bardzo bezkompromisowe, jednak są częścią rytualną, w których najbardziej bezwzględnymi agresorami są kobiety, walczące o największy skarb każdej z osad – jaja z młodymi. Ich walkom przypatrują się czasem całe grupy mężczyzn z osad, którym nagie ciała walczących kobiet rozpalają krew w żyłach. Bitewne rytuały kobiet Vorak’hous są tak kultywowane, że mężczyzna chcący je rozdzielić, sam może stracić życie. Od niepamiętnych czasów, walki o nienarodzone młode, które kobiety nazywają Horei de Are’sso powodują, że najsilniejsza matka wychowa dumnych wojowników, o których toczyła krwawą walkę jeszcze przed ich przyjściem na świat…
Kontakty Vorak’hous z obcymi rasami były dawniej sporadyczne, gdyż same plemiona niewiele interesowały się tym, co działo się poza ich krainą, pozostając nieznanymi dla Prastarych Ziem i reszty świata. Sytuacja zmieniła się dopiero, gdy przez tereny ich polowań przechodziła armia Ludzi, zdziesiątkowana walkami z hordami z Sheol-morg. Osłabione oddziały pod dowództwem Kapitana Radasa z Borii zbłądziły, oddalając się od reszty armii Ludzi. Wojska szukały pożywienia oraz miejsca na zebranie sił i gdy tylko ujrzeli wioskę, udali się w jej kierunku nie bacząc na niebezpieczeństwa. Głód był silniejszy niż strach…
Obcy, którzy wkroczyli do wioski byli zupełnym zaskoczeniem dla mieszkających tam Vorak’hous, gdyż w ich ataku nie było żadnych rytualnych okrzyków, żadnych poświęconych broni ani ryku Yuara, który, jak nakazywała tradycja, miał rozpoczynać obrzędowe walki. W bezgłośnej walce wygłodzone wojska wybiły mieszkańców wioski, której pożywienie oraz ozdoby stały się łupem agresorów.
Nie była to jednak walka, jakiej spodziewał się Radas, gdyż wielu jego ludzi poległo od kościanej broni, a nie głodu, szczególnie w walce o jeden z budynków, którego mieszkańcy wioski bronili najzacieklej. Gdy reszta jego wojsk nasycała się owocami i mięsiwem, jakie znalazła, Radas i jego przyjaciel mag, imieniem Saraxos, oceniali wartość dziwnego znaleziska, jakie odkryli w tajemniczym budynku. O świcie, gdy wojska wyruszały w dalszą drogę, kilka wozów wypełnionych było czymś, co Saraxos uznał za wielce istotne i zdołał przekonać przyjaciela, by zabrali dziwne znalezisko ze sobą. Nigdy nie było mu dane poznać zawartości szarych, zdobionych różnymi znakami znalezisk, gdyż tuż po dotarciu do granic Morten zmarł na dziwną odmianę grypy… Kapitan Radas pozbył się wozów jeszcze w Umbra Turris uznając, że dziwne znalezisko może mu w Borii ściągnąć na głowę wścibskich kapłanów, którzy widząc wszędzie zło, gotowi są je dojrzeć także w tych dziwnych „kamieniach”.
Dzielnice biedoty Mrocznego Miasta są niezwykle odrażające i niejednokrotnie można je pomylić z wysypiskami odpadków, pośród których żyją najniższe warstwy ubogich. Wielu z nich, otumanionych odorem rozkładu, błąka się pośród wzgórz śmieci, nie odróżniając snu od jawy. W takim to przerażającym miejscu, pośród zgniłych kawałków sałaty i marchwi, z szarych, zdobionych jaj Vorak’hous narodziło się życie.
Ci, którzy byli blisko kapitana Radasa opowiadali, że wiedzą, jak ta dziwna rasa przybyła do Prastarych Ziem i że zawdzięcza ona swoje życie wielkiemu przypadkowi…
Dziś Voraki – lub Vorakowie, jak zwą ich uczeni, żyją w wielu częściach Prastarych Ziem, głównie w miastach, zajmując się handlem, przestępczością lub innymi zajęciami, w których ich zorganizowanie najlepiej się sprawdza. Umbra Turris jest miejscem gdzie można spotkać ich najwięcej, tu też utworzyli w pobliżu śmierdzącego miejsca, gdzie się wychowali, swoje domostwa i przybytki, w których można nie tylko kupić najrzadsze towary, ale i zdobyć to, co powszechnie jest nie do zdobycia. Dzielnice kupieckie innych miast i slumsy również pełne są tych rozkrzyczanych i wiecznie rozglądających się osobników, których zachowanie i pociąg do plemiennych walk nie zniknęły. Oszustwa, paserstwo i przemyt to zajęcie, którym trudnią się teraz, będąc już całkowicie odrębnym ludem od swych braci i sióstr z Argatorii.